Jerzy Marek Nowakowski Jerzy Marek Nowakowski
1387
BLOG

Ich Ekscelencje

Jerzy Marek Nowakowski Jerzy Marek Nowakowski Polityka Obserwuj notkę 94

 

Ambasador brzmi nadzwyczaj dumnie. Ambasadorem honor zostać i pobyć. Ambasador wreszcie to jedyne stanowisko państwowe połączone z jako takimi zarobkami (vide wpis Warzechy). Ale do czego służy ambasador. Teraz. W czasach gdy premierzy i ministrowie, zwłaszcza w Europie rozmawiają ze sobą w zasadzie codziennie przez telefon, gdy standardem stały się kilkugodzinne wizyty pozbawione pompy i kompanii honorowych a wypełnione rozmowami w cztery oczy przywódców. Ambasador był nadzwyczaj ważny w czasach gołębi pocztowych. Dziś rolą ambasador są właściwie trzy zadania. Pierwsze to sensowna promocja własnego państwa. A więc bywanie we właściwym miejscu i mówienie dobrze o swoim kraju. Po drugie ambasadorm powinien być rzeczywistym reprezentantem elity politycznej państwa, które go wydelegowało czyli mieć telefony komórkowe prezydenta, premiera i i czołowych polityków oraz pewność, że kiedy zadzwoni to oni telefon od niego odbiorą bo ma im coś ważnego do przekazania od swoich gospodarzy. I trzecie, to zdolność sensownego pisania raportów co musi wynikać z bardzo dobrych kontaktów z elitą polityczną kraju urzędowania. Krótko mówiąc ambasador nie jest już w epoce nowoczesnej komunikacji i działania Unii Europejskiej Ekscelencją do bywania i żarcia na przyjęciach tylko komiwojażerem najwyższego szczebla a przede wszystkim zwornikiem pomiędzy elitami wpływu i władzy dwóch państw.

W świetle takiego zestawu zadań - rzadko przez ambasadorów wypełnianego to fakt - mianowanie kogokolwiek "z przyczajki" jest zwyczajną głupotą. To nie przypadek, że konstytucja wymusza w wypadku nominacji ambasadorskich zgodę premiera, prezydenta i szafa MSZ. Bo jeśli ambasador nie ma zaufania któregokolwiek z nich nie jest w stanie wypełniać dobrze swojej roli. Przypadki panów Achmatowicza i Sadosia doskonale rzecz ilustrują. Nawet jeżeli wyjadą to nie będa ambasadorami tylko piastunami synekur a rząd będzie sprawy ważne załatwiał przez urzędników niższego szczebla.

Lista "geniuszy" na posadach ambasadorskich jest zreszta całkiem długa i niezależna od politycznych opcji wysyłanych. Komunistyczny obyczaj wysyłania na posady dyplomatyczne zasłużonych, kolegów albo niewygodnych znakomicie konserwowali wszyscy kolejni szefowie rządów i MSZ. W czasach kohabitacji toczyły się targi typu" ja Ci puszczę Kowalskiego jak ty się zgodzisz na Malinowskiego i dwóch radców. Polska, która potrzebuje sensownej budowy wizerunku rezygnuje z najprostszej formy jego wzmacniania poprzez dobrą obsadę stanowisk ambasadorskich na rzecz wysyłania ludzi takich jak Andrzej Sadoś - średniej rangi urzędnik, któremu zrobiono krzywdę za szybko awansując go do szczebla politycznego a teraz dobija sie młodego człowieka używając go do celów udowodnienia rządowi, że nic nie może. 

Generalnie były trzy szkoły wysyłania ambasadorów: Skubiszewskiego, który wysyłał profesorów i specjalistów lub specjalnych przyjaciół danego państwa; Geremka, który słał głównie MSZ-owskich urzędników chcąc ustabilizować kastę dyplomatyczną oraz trzecia Cimoszewicza i Fotygi wysyłania miernych kumpli w nagrodę za zasługi oraz obdzielania stanowiskami poszczególnych grup nacisku. Z perspektywy czasu najlepiej sprawdziła się szkoła Skubiszewskiego (przy wielkiej ilości popełnionych błędów). 

Ambasador powinien mieć - jak to się w kregach dyplomatycznych mawia - odpowiedni rozmiar kapelusza. Powinien być kimś. I powinien być dobrany właściwie do rządu kraju w którym przychodzi mu działać. Przede wszystkim jednak musi wiedzieć po co jedzie. I z tego punktu widzenia rzeczywiście sensowne sa przesłuchania kandydata na ambasadora przed sejmową komisją spraw zagranicznych. Opozycja zwykle stara się zadawać przyszłej ekscelencji trudne pytania, ale też jeżeli kandydatura przechodzi jednomyślnie to bardzo wzmacnia pozycję ambasadora wobec gospodarzy bo może on wtedy występować jako reprezentant państwa a nie konkretnej opcji politycznej.

Marszałek Piłsudski, do którego przyszli jego pułkownicy dumni z uchwalenia konstytucji kwietniowej - przeprowadzonej w Sejmie pod nieobecność opozycji - ofuknął ich twierdząc, że nie powinno się tak ważnej ustawy uchwalać "dowcipem i trikiem". Posad ambasadorskich również nie należy obsadzać dowcipem i trikiem. I to cały komentarz do sprawy awantury o nominacje.  

złośliwy, nadkrytyczny a serio mówiąc to większość bywalców pewnie mnie zna osobiście i ma wyrobione zdanie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka