Jerzy Marek Nowakowski Jerzy Marek Nowakowski
232
BLOG

Odessa Brody czyli teatr złudzeń

Jerzy Marek Nowakowski Jerzy Marek Nowakowski Polityka Obserwuj notkę 36

Rówieśnicy projektu rurociągu Odessa – Brody – Gdańsk właśnie zgłębiają tajniki geografii ekonomicznej w liceum . Tymczasem rurociągu jak nie było tak nie ma. W międzyczasie zbudowano rurę z Baku do Ceyhanu w Turcji i rurociąg Tengiz - Noworosyjsk, mimo, że oba projekty powstały później od polsko-ukraińskiego. Wbrew deklaracjom szczyt energetyczny w Wilnie nie przyblizyl specjalnie budowy owej rury.m Prawdę mówiąc był on kolejnym spotkaniem polityków, których jednoczą: obawa przed Rosją i brak realnych narzędzi budowania niezależności energetycznej swoich państw.

Kiedy kilka miesięcy temu prezydenci Polski, Ukrainy, Litwy Gruzji i Azerbejdżanu oraz kazachstański minister energetyki spotykali się w Krakowie słyszeliśmy zapowiedzi, że prawdziwy przełom przyniesie następny szczyt w Wilnie. Spotkanie krakowskie zostało potraktowane poważnie również przez  Władimira Putina, który zwołał konkurencyjny szczyt w Turkmenistanie, aby zapobiec obecności Nursułtana Nazarbajewa w Polsce. Szczyt wileński nie wywołał już takiego zainteresowania. Ani w Rosji ani w Europie. Trafnie odczytano, iż w Wilnie mamy do czynienia z kolejną demonstracja polityczną kompletnie odseparowaną od realiów rynków energetycznych. Co gorsza trudno nie zauważyć, że efektem spotkania wileńskiego jest załamanie projektu budowy mostu elektroenergetycznego pomiędzy Polską a Litwą – inicjatywy realnej i potrzebnej.

 Mam nieodparte wrażenie, że autorzy naszej polityki energetycznej są ludźmi wielkiej wiary przekonanymi, iż powtarzanie pewnych słów i nazw sprawi, że przybiorą one postać materialną. Wyjaśnia to jakoś, dlaczego na miejsce szczytu wybrano Wilno – bo bez osobistej ingerencji Matki Bożej Ostrobramskiej zamysły jego organizatorów nie mogły się powieść. A dotyczą one samego jądra współczesnej polityki międzynarodowej – ropy, gazu i energii elektrycznej.

Cały region Europy Środkowej ma podobne kłopoty z energią. Ropa i gaz ziemny płyną tu głównie z Rosji, która chętnie używa ich jako broni politycznej. Już w 1995 r. w tezach Rady Polityki zagranicznej i Obronnej Federacji Rosyjskiej zapisano wprost, że „handel i tranzyt strategicznych nośników energii stanowią instrumenty polityki zagranicznej państwa”. W istocie zaś pierwszy raz użył tej broni jeszcze ZSRR przeciwko Polsce.  W kilka tygodni po wyborze Lecha Wałęsy na prezydenta,  na przełomie 1990 i 1991 r. Rosjanie przykręcili kurki rurociągu przyjaźń. Wydelegowany wtedy do Moskwy przez prezydenta usłyszałem – damy ropę w zamian za udziały w waszym rynku wewnętrznym. W istocie Rosjanie nie byli wtedy przygotowani na długi bojkot a Polska z kolei miał Port  Północny, przez który sprowadzaliśmy awaryjnie ropę. Bojkot się nie powiódł. Ale już rok później przerwanie dostaw na Litwę było czynnikiem decydująco wpływającym na wynik wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Potem ten model testowano wielokrotnie. A jeszcze częściej i z większym powodzeniem używano broni cenowej. Ot choćby podwyższając ceny gazu ziemnego wspierano Aleksandra Łukaszenkę. Cena gazu jest podstawowym czynnikiem tworzącym cenę nawozów sztucznych. A Białoruś jest największym regionalnym eksporterem nawozów. Po podwyżce cen polskie firmy zaczynały importować nawozy z Białorusi bo wychodziło to taniej od rodzimej produkcji. Baćka miał walutę, Gazprom większe zarobki a Polacy kłopoty – sama przyjemność. A osiągano ja poprzez prostą decyzje cenową nie jakiś bojkot czy zakręcanie kurków.

Trudno się dziwić, że  od Sofii po Helsinki zasadniczym problemem rządów jest dywersyfikacja dostaw surowców energetycznych. I tu zaczyna się kłopot. Bo rosyjska ropa jest mimo wszystko względnie tania i łatwo dostępna. Na dodatek większość rafinerii w regionie jest przystosowana do przerobu zasiarczonej ropy typu Ural a nie tak zwanej słodkiej z krajów arabskich czy z Morza Północnego. Przestawienie instalacji nie jest trudne ale wielomilionowe inwestycje w instalacje odsiarczające powinny się przecież zamortyzować. Porty naftowe są więc traktowane jako swego rodzaju polisa ubezpieczeniowa od naftowego szantażu. A w wypadku większości państw regionu praktycznie nie ma alternatywnego rozwiązania. Byłoby nim zbudowanie połączenia z regonem kaspijskim, bogatym w ropę i kompletnie odciętym od świata zachodniego. Stąd nieustannie powracający projekt budowy rurociągu Odessa-Brody-Płock-Gdańsk. Projekt na papierze wygląda znakomicie. Buduje niezależność energetyczną Ukrainy, Polski i Gruzji, na dodatek dając możliwość dostarczania kaspijskiej ropy do Skandynawii i Państw Bałtyckich a nawet na Białoruś. Dla Rosji stanowi zagrożenie, wytrącając jej z ręki broń naftową a przede wszystkim pozbawiając Moskwę monopolu transportowego z Kazachstanu i Azerbejdżanu. A warto pamiętać, że Rosjanie narzucają kaspijskim partnerom bajecznie niskie ceny na ropę.

Ma ten projekt jednak istotne wady. Pierwsza i zasadnicza polega na zamknięciu Morza Kaspijskiego. Jakoś ropę z Kazachstanu trzeba dostarczyć na zachód. W tym celu należałoby w Aktau zbudowac wielki port przeładunkowy, kupić flotyllę niewielkich zbiornikowców i po zbudowaniu kolejnego terminala w Baku przesyłac tę ropę do Gruzji a stamtąd dalej do Turcji lub po budowie kolejnego terminala w Supsie zbiornikowcami do Odessy i z Odessy do Gdańska. Już sam opis tej drogi wskazuje, że koszty transportu byłyby bardzo wysokie. Na dodatek Kazachstan lub Azerbejdżan musza wybudować od podstaw stocznię budująca zbiornikowce bo jedyna taka firma nad Morzem Kaspijskim należy do Rosji. Następnie trzeba rozbudować maleńki rurociąg Baku Supsa idący przez tereny chronione ekologicznie(sławna dolina Borżomi) i zagrożony na dodatek przez lokalne konflikty zbrojne w Osetii. Dalej trzeba znaleźć producenta niewielkich zbiornikowców na Morze Czarne, a zamówienia na razie składają Rosjanie transportujący kazachstańską ropę z Noworosyjska do Burgas. Bo zaczęli już ostatni etap budowy "rurociagu prawoslawnego Burgas Aleksandropulis. W całej tej układance budowa odcinka Brody – Płock jest rzeczą najłatwiejszą i najmniej kosztowną. 

Żeby obraz był pełny wypada dodać, iż potencjalny sojusznik Polski i Europy Środkowej czyli USA w tej akurat sprawie sojusznikiem nie jest, bo Amerykanie zbudowali rurociąg z Baku do Ceyhan w Turcji, załatwiając sprawę eksportu ropy z Azerbejdżanu a co więcej są współwłaścicielami rury z kazachstańskiego pola Tengiz do Noworosyjska. Dlaczego więc mieliby sobie robić konkurencję?

Triumfalne zapewnienia uczestników  szczytu w Wilnie, iż z Brodów do Gdańska poplynie ropa już w 2011 roku wydają się mocno przesadzone. Owszem trzeba te rurę zbudować, ale raczej po to, żeby w razie rosyjskiego dyktatu ropa mogła popłynąć na Ukrainę. Jedynym realnym źródłem zaopatrzenia tego rurociągu mogłaby być ropa iracka transportowana przez turecki port w Trabzonie (lub irańska w razie powrotu Teheranu do rodziny państw stabilnych). O tym jednak uganiając się za kaspijskimi mirażami jakoś nikt nie myśli. Doskonałą ilustracją działań w tej materii była rozmowa jaką przeprowadziłem z jednym z naszych polityków, który pytany o opisane wyżej szczegóły techniczne oznajmił radośnie, że  na razie zajmujemy się polityczną stroną projektu.

Owa strona polityczna jest – dodam dla porządku - kolejnym teatrem absurdu, ponieważ z urazą polscy komentatorzy i politycy przyjęli stwierdzenia władz Kazachstanu, iż Astana uważa za konieczne doproszenie partnera rosyjskiego. Kazachowie z kolei stukają się w czoło i pytają w jaki sposób bez Rosjan mieliby eksportować swoja ropę do Europy Środkowej. I konsekwentnie bojkotują imprezy przez samych uczestników przedstawiane jako wymierzone przeciwko Rosji.

(Jest to fragment - troche zmodyfikowany mojego tekstu z ostatniego Newsweeka. Wpuszczam go jako odpowiedź na narzekania, że nikt nie pisze o energetyce i o szczycie w Wilnie).

złośliwy, nadkrytyczny a serio mówiąc to większość bywalców pewnie mnie zna osobiście i ma wyrobione zdanie

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka